sobota, 14 października 2017

Seria Off-Campus by Elle Kennedy


Moje emocje po lekturze Celu nadal we mnie wrzą i wypalają mnie od wewnątrz. Co tam będę owijała w bawełnę - mam kaca literackiego. A że na kaca najlepsza jest praca... więc przysiadam do napisania postu podsumowującego wszystkie cztery książki Elle Kennedy, czyli całą serię Off-Campus.

Nie mam bladego pojęcia, co tu mogę napisać. Po prostu mam ochotę powiedzieć o plusach i minusach całej serii, zrobić mini podium mojej ulubionej pary i ogólnie pogadać o tym, za co pokochałam te cztery książki oraz za co ich nie lubiłam. 

Zacznę może od tego, że choć bardzo lubię gatunek New Adult, nie czytam go jakoś bardzo często. Ponieważ większość z nich jest do bólu schematyczna i naprawdę niczym nie potrafi mnie zaskoczyć. Do tego często te historie są do bólu przedramatyzowane, a grania na emocjach (bo tak na dobrą sprawę łatwo jest zmusić do współczucia) po prostu nie trawię. I - co śmieszne - Elle Kennedy też tworzy otoczkę dramatu. Tylko że potrafi to dobrze wyważyć z humorem. I za to ode mnie pierwszy plus!

Inna kwestia to to, że w Off Campus każdy facet jest przystojnym mięśniakiem, a każda kobieta to po prostu chodzący slim ideał. Żałuję, że autorka nie zdecydowała się na po prostu ŁADNĄ dziewczynę. Taką, że nie wszyscy faceci mają ochotę zaciągnąć ją do łóżka, ale każdy widzi w niej coś wyjątkowego. Sytuację ratuje jednakże fakt, że bohaterki tej serii mają jakieś marzenia: bycie aktorem, piosenkarzem, zawodowcem, albo dopiero tych marzeń szukają. Nie jest to jakoś szczególnie wyszukane, ale przede wszystkim nie jest to też wymuszone. Łatwiej się kibicuje postaciom, które do czegoś dążą. I chwała Elle Kennedy za to. 

 

Ale zaczynam od dramatu, a to przecież ta seria to nie dramat tylko romans jest. I to taki z humorem. Po prostu komedia romantyczna na kartach powieści. Uważacie, że przesadzam? Sama też bym tak uznała, bo choć o uśmiech podczas lektury u mnie nietrudno, to wymuszenie na mnie parsknięcia śmiechem bądź kropelek łez graniczy Z CUDEM. To drugie nie miało tutaj miejsca (choć jasne - co i raz się rozczuliłam)... ale to pierwsze! Panie i panowie - tutaj gwałtowny rechot jest rzeczą oczywistą. 

Podobnie jak szybsze bicie serca. I co śmieszne ja się nawet nie łudziłam, że coś więcej wydarzy się na kartach powieści: Garret będzie z Hannahą, John z Grace, Dean z Allie, a Tucker z Sabriną. To nawet nie jest spoiler. To jasne jak słońce! Ich związek albo stanie się oficjalny pod sam koniec, albo w połowie, by później się rozlecieć i na nowo poskładać. Na tym polegają współczesne romanse New Adult. Dlatego też wielkie brawa należą się pani Kennedy, że mimo to potrafiła dodać do tego odpowiednią ilość miksu pikanterii i słodyczy. Chemia pomiędzy tymi bohaterami po prostu wypływa z tekstu. Każda z postaci jest inna i naprawdę nie miałam sytuacji, bym powiedziała: ten związek mi się nie podoba, wolałam ten z wcześniejszego tomu. No po prostu każda była odpowiednia!


Bardzo dobrym rozwiązaniem jest to, że każdą książkę można poznawać oddzielnie, bez potrzeby czytania chronologicznie od najstarszej do najmłodszej. Można je czytać we własnej kolejności. Niespodzianki i tak czekają. Dopiero kiedy poznałam wszystkie cztery historię, zauważyłam, jak wiele z nich się wypełnia. Luki w jednym tomie znajdują swą odpowiedź w innym. A ja coś takiego lubię!

Podobnie jak cenię sobie podobny zabieg, w którym bohaterowie poboczni/drugoplanowi stają się postaciami pierwszoplanowymi w innej części. Dzięki temu przy kolejnej powtórce do danego tomu (bądź zagospodarowania większej ilości czasu na maraton całej serii) patrzymy na tego mężczyznę / tę kobietę już inaczej. Ostatecznie znamy jej myśli i wiemy, czym się kierowała. Zapewnia to rozrywkę literacką na minimum dwie lektury!

Podsumowując! Każdy, kto osiągnął wiek 18+, powinien dać szansę serii Off Campus Elle Kennedy, bo WARTO! Jeżeli nastawicie się na lekką, niezobowiązującą lekturę (taki trochę seansik komedii romantycznej), jestem pewna, że nie pożałujecie czasu poświęconej Układowi, Błędowi, Podbojowi i Celowi. 


Ale żeby trochę Wam ułatwić sprawę wyboru - przedstawię Wam podium mich ulubionych par. Bardzo możliwe, że miejsca będą się zmieniały w zależności od powrotów do danej opowieści, ale z tego co mi utkwiło w pamięci to...

Na czwartym miejscu znalazła się parka, którą w sumie najbardziej pokochałam za niemal ostatnie strony (do dziś mam przed oczami scenę z radia - jedną z lepszych i ciekawszych wyznań miłosnych, jakie miałam okazję przeczytać). Nie znaczy to, że ich nie polubiłam od początku - nie, nie, nie. Szczerze darzę ich sympatią: Grace była urocza, a John przezabawny w swoich rozmyślaniach. Można było ich polubić, a przede wszystkim kibicować - szczególnie, że ich relacja miała swoje wzloty i upadki. I za to pokochałam Błąd!


Na trzecim miejscu wylądowała przede wszystkim Sabrina i to, że miała tak super chłopaka jak Tucker. Żałuję tylko, że ich pierwsza "randka" była nieco... wymuszona? Nawet nie wiem, jak to nazwać. Przeżywałam wraz z nimi ich problemy miłosne, ale początek to akurat mogli mieć nieco lepszy, no! Choć w sumie zakończenie - ogromny i wymarzony Happy End - sprawił, że poczułam się usatysfakcjonowana. 


Bo któż by nie zakochał się w kapitanie? To właśnie dzięki tej dwójce musiałam z utęsknieniem czekać na kolejne książki Elle Kennedy z tej serii, a to już naprawdę sukces. Układ jest najgrubszą z powieści i chyba najbardziej naszpikowaną humorem. Nic dziwnego - to właśnie w niej wszystkich poznajemy i to właśnie od niej się wszystko zaczyna. Szczerze uwielbiam tę historię rodem z amerykańskiej komedii romantycznej... tyle że w formie książkowej!



Deana nikt nie przebije. Playboy jakich mało, ale za to z jakim humorem (i pieniędzmi, ale to już inna kwestia). Wiele scen właśnie z Podboju mam przed oczami i to chyba właśnie do tej części najszybciej powrócę (nie mam pojęcia tylko czekam tak bardzo zaangażowałam się w tę historię). Tej dwójki nie można było nie pokochać... i w pewnym momencie naprawdę nie współczuć. Ta powieść naszpikowana jest najróżniejszymi emocjami, które wybuchają stopniowo - śmiech, łzy, współczucie, zalążki nadziei, że przecież wszystko będzie dobrze! Mieszanka wybuchowa, którą mało który pisarz mógłby tak dobrze zmieszać!
...

Słowem kończącym powiem tylko - nie samymi mądrościami człowiek żyje! I takich powieści nam potrzeba! Dziękuję pani Kennedy za tak wiele emocji i za tak dobre New Adult w pani wykonaniu... i czekam na więcej! A mam nadzieję, że to "więcej" pojawi się niebawem w zapowiedziach wydawnictwa Zysk i S-ka!

 

16 komentarzy:

  1. Ja chyba najbardziej lubię "Błąd", choć tak naprawdę każda z tych książek dostarczyła mi mnóstwo śmiechu i naprawdę je uwielbiam :) Z niecierpliwością czekam na "Cel" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne grafiki! Nie jestem fanką tej autorki, ale post bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać kiedyś Układ, ale jakoś mi nie podszedł. Być może nie był to dobry moment na tę książkę i kiedyś spróbuję jeszcze raz.
    A może jestem za stara na takie książki.☺
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje zestawienie jest takie samo! Jezu jak tęsknie za tą serią, już dawno dawno temu ją przeczytałam w oryginale. Uwielbiam!

    ebookoholic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak to porównasz z serią Zatraceni Rachel Van Dyken?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - nijak... :/
      Nie czytałam "Zatraconych", więc nie mam prawa się wypowiadać.

      Usuń
  6. To nie moja bajka, ale doceniam, bo ciekawy post wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje blogerskie serduszko zabiło szybciej - dziękuję za uznanie:3

      Usuń
  7. Niesamowicie podoba mi się ten post! Narobiłaś mi ochoty na kolejny tom, który jest przede mną, czyli "Podbój" i chyba tak zrobię, że podkradnę koleżance i już dzisiaj może zacznę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie dziękuję za podobny komentarz :D
      SZALENIE mi miło <3

      Czytaj, czytaj!

      Usuń
  8. O kurde, genialny post :D Z przyjemnością czytało mi się podsumowani całej serii i par :) Ja czytałam Układ i Błąd w oryginale. Podbój mam na półce i oczywiście miejsce na Cel już czeka :) Mimo, że czytałam te dwa pierwsze tomy, to i tak zacznę tę serię znowu od pierwszego, bo kocham bohaterów, wątek miłosny, całą historię i autorkę za spisanie tego wszystkiego :) Czekam też na więcej i więcej, podobnie jak ty :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To naprawdę jedna z lepszych serii jakie czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurczę, nie wiedziałam, że jest ich już aż tyle. Czytałam tylko pierwszą i wychodzi na to, że będę musiała nadrobić resztę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zachwalasz bardzo skutecznie, nie powiem... bo szczerze powiedziawszy nie lubię jak bohaterowie są tacy idealni (on umięśniony, z kaloryferem na brzuchu, ona idealnie kobieca itd itp), ale z drugiej strony bardzo lubię ten zabieg, że bohater drugoplanowy z jednej części jest bohaterem pierwszoplanowym w drugiej (lub na odwrót). Więc po takiej recenzji nie pozostaje mi nic innego jak spróbować samej i zweryfikować czy i mnie to porwie!

    OdpowiedzUsuń
  12. No i muszę koniecznie poznać kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń