czwartek, 21 września 2017

5 rzeczy, które irytują w byciu blogerem literackim


Ostatnio mówiłam o "blaskach" bycia blogerem literackim, teraz czas ukazać drugą stronę monety. Bo wszystko - naprawdę wszystko - posiada swoje plusy i minusy. Czasami coś, co dla jednego może być rajem na ziemi, dla drugiego może okazać się chlebem powszednim... a może nawet męczarnią. 

Zapewne ten tekst zrozumieją głównie sami blogerzy, choć starałam się napisać go zrozumiale i przyrównać do sytuacji, które każdy zna. Potraktujcie proszę ten post jako swego rodzaju ciekawostkę. Nie chcę się skarżyć. Pragnę po prostu zawrzeć moje przemyślenia.


1. I nagle piętrzy się aż za dużo książek
Na osłodę dodaję Christie, której nigdy nie jest za wiele!

Zgodnie z przysłowiem: Apetyt rośnie w miarę jedzenia, bloger potrafi się zagubić. Jesteśmy tylko ludźmi i czasami ciężko się powstrzymać. Szczególnie, gdy ma się dostęp do tak wielu fantastycznych nowości, powieści, które prezentują się zachęcająco czy też kolejnych części ulubionej serii, bo przecież nie możemy się ich doczekać. Nagle się okazuje, że wszystkie te NIEZBĘDNE DO ŻYCIA historie pojawiają się w naszych domach... w tym samym momencie. I wtedy rośnie gula żalu, bo przecież teraz to wszystko trzeba jak najszybciej przeczytać i zrecenzować.

I może powiecie, że nie ma potrzeby do pośpiechu. Że przecież najważniejsze, by ta recenzja się pojawiła, a reszta nie jest aż taka ważna. No dobrze. Ale widzicie - ja traktuję moją Wymarzoną Książkę jak firmę. Własną, malutką, może nawet dopiero raczkującą, ale jednak firmę. Coś, co stworzyłam własnymi rękoma, sumiennością i dyscypliną. I jak to firma mam swoje zobowiązania. Jeżeli zamawiam jakąś książkę przedpremierową to jasny sygnał, że recenzja również powinna pojawić się przed premierą bądź przynajmniej w dniu premiery. Nikt mnie nie skrzyczy, jeżeli tak się nie stanie - wiadomo: bloger też człowiek - ale jeżeli sytuacja się natrętnie powtarza, tracimy na rzetelności. 

Poza tym łatwo wpaść w pętlę czytać-zrecenzować-czytać-zrecenzować... i tak w kółko. Nagle dana powieść staje się jedynie postem do odhaczenia, bo przecież kolejne książki czekają w kolejce. Łatwo opanować tę sytuację, gdy bloger ma na liczniku więcej niż dwanaście miesięcy i stałą liczbę współpracowników. No i kubeł zimnej wody nieopodal, który przypomina, że przecież wszystkich historii nie da rady poznać!

2. Zachwyty przedpremierowo, gorycz po premierze
Przykład egzemplarza przedpremierowego oraz finalny egzemplarz.

Drugie miejsce zajęło coś, co szczególnie irytuje mnie w blogsferze. Ja wiem, że każdy z nas ma inny gust (a o gustach się przecież nie dyskutuje), ale na Boga! Szanujmy się i nie okłamujmy nawzajem. A przede wszystkim siebie samego. 

Co i raz zdarza się taka sytuacja, że do rąk wielu blogerów trafia ta sama powieść. Przedpremierowo. I wtedy - cóż za przypadek! - na ogół każdy, jak jeden mąż, zachwyca się nad tą historią, komplementuje, powtarza, jaka jest wyjątkowa. Ja później siedzę i wytrzymać nie mogę, by samej ten tytuł poznać. W końcu się doczekuję... i aż drapię się po głowie, co w niej było takiego niezwykłego. Przy drugim razie zagryzam zęby, przy trzecim jestem już zdenerwowana... a po którymś z kolei tracę wiarę w recenzje przedpremierowe i czekam na te długo po premierze, by poznać prawdę. I to nie tylko ja tak mam.

I ja rozumiem - szczególnie młodych, jeszcze uczących się blogerów - że łatwo wpaść w te błędne rozmyślania, jakoby wydawnictwo oczekuje od nas samych pozytywnych recenzji. To oczywiste - dla nich to pieniądz: być albo nie być. Ale to tylko ich życzenie, by powieść się przyjęła i spodobała. Nic się nie stanie, jeżeli opinia nie będzie pochlebna. Sprawdziłam po sobie - nie wyrzucili mnie z grona recenzentów, nie nakrzyczeli, nie pogrozili paluszkiem. Po prostu odpisali, że dziękują. TYLE!

Więc proszę, nie okłamujmy siebie nawzajem. A przede wszystkim nie okłamujmy innych, biednych czytelników, którzy wydają ciężko zarobione pieniądze na produkt bez wartości. Tylko tyle i aż tyle.


3. Stary wyjadacz
Źródło: lubimyczytac.pl
Trochę nawiązanie do poprzedniej kwestii. Coś, co mnie cieszy i przy tym męczy. Z każdą powieścią stajemy się mądrzejsi o nowe doświadczenia. A wiele historii jest do siebie niezwykle podobnych, a wręcz wtórnych. Ciężko w końcu wymyślić coś oryginalnego i wyróżniającego się z tłumu. 

Bardzo często wiem, jak potoczy się akcja już po pierwszych dwóch rozdziałach. Wiem, który typ postaci charakteryzuje tego a tego bohatera. Wiem, jakich zabiegów autor na ogół używa, by pogłębić jego osobowość i zdaję sobie sprawę, jak często topornie mu to wychodzi. I tak dalej, i tak dalej. No niestety - schemat pogania schemat, a jak ja już się naczytałam bardzo wielu powieści... to jakże tu zachwycać się nowością, która przecież jest taka wyjątkowa i innowacyjna? Bo na ogół nie jest. To wszystko już było.

Do tego blogerzy literaccy są na ogół uważnymi czytelnikami. Przecież musimy wychwycić najróżniejsze niuanse, by następnie opisać wszystkie plusy i minusy w naszych recenzjach. Przez to stajemy się czasami czepliwi. Nie zachwyca nas coś, co powinno położyć na kolana. 

Ale są tego dobre plusy - kiedy już pojawi się coś naprawdę DOBREGO, potrafimy to docenić. I właśnie te książki później polecamy dalej. 

4. Recenzent to nie czytelnik
Źródło: Internet

Nie potrafię powiedzieć, w którym momencie pojawiło się przeświadczenie, że recenzent czyta książki tylko pod recenzję. Bo przecież jak już coś przeczytamy, to już należałoby, by i ta opinia się na blogu pojawiła. Ale najśmieszniejsze, że nie powinniśmy brać udziału w konkursie, w którym do wygrania jest jakaś powieść, bo przecież to konkurs tylko dla ZWYKŁYCH czytelników. Halo, a my to kto? 

Ten temat jest po prostu śmieszny i żałosny. Naprawdę nie chcę mi się nad nim rozczulać, bo już moje koleżanki po fachu to uczyniły. Tylko chciałabym zdradzić mój sekret - ja nie recenzuję wszystkiego, co przeczytam. Oczywiście jest tak, że czytam głównie egzemplarze recenzenckie, ale nie zmienia to faktu, że aż czuję ulgę, gdy nie muszę napisać mojej opinii o danym dziele. Bo po prostu mi się nie chce.

Do tego wszystkiego - jestem zwykłym, szarym czytelnikiem. Czytelnikiem, który kocha książki, zgromadził pokaźny księgozbiór i który pisze o tym, co przeczytał... ale to nadal czytelnik. Kropka.

5. Oburzony autor  
Przykład tego, że można ładnie starać się tłumaczyć, o co chodziło w książce ;)

Na koniec rzecz o tym, że gdy publikujesz coś w Internecie, ta rzecz podlega krytyce. Proste i logiczne, i aż chciałoby się powtarzać słowa niejednego autora, jakoby uwielbia on krytykę, ale tę konstruktywną. Bo ja też ją sobie cenię i bardzo lubię, gdy ktoś zwróci mi na coś uwagę (bo to znak, że przeczytał moje wypociny). Ale do rzeczy.

Wiecie, dlaczego niektórzy blogerzy nie przepadają za czytaniem polskiej literatury współczesnej? Ponieważ pisarz potrafi się przyczepić do jego recenzji. Jeżeli to młodszy autor - napisze po prostu anonim, jak to omawiana książka jest świetna i recenzent się nie zna. Jeżeli jest to starszy wiekiem autor - bywa, że napisze coś na swojej stronie/FB, jak to ten recenzent się nie zna. Czasami obrażając kogoś, komu po prostu jego/jej książka się nie spodobała.

I piszę to z własnego doświadczenia. Nie będę wskazywała palcami bądź podlinkowała moich recenzji, pod którymi znajdują się podobne anonimowe komentarze, bo to bez sensu. Chodzi o fakt, a ten sam z siebie jest smutny. I ja rozumiem, że każdy z nas chciałby okazać się wieszczem, i żeby nasze powieści przyniosły krocie. Ale tak to nie działa i trzeba się pogodzić z tym, że nie dogodzi się każdemu. A jeżeli niepochlebne recenzje kolą w oczy - proszę ich nie czytać. Raczej wykonalne, prawda?


~~*~~

Trochę się rozpisałam, więc każdemu, który przeczytał te wypociny powinnam przybić piątkę w nagrodę za wytrwałość. Także takie oto są blaski i cienie blogera książkowego, choć jeżeli przyrównamy je do tych wszystkich dobrych aspektów - te irytujące cechy wręcz bledną, stając się niewidzialne.

A co Wy o tym sądzicie? Zgadzacie się z moimi punktami? 
Może jest coś, co byście dodali?

17 komentarzy:

  1. Oj, masz rację. Najpierw się napalam na tyle nowości, a potem niem am kiedy tego przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opisalas całą prawdę. Zgadzam się z każdym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się chyba, co do wszystkich Twoich przemyśleń. Jeśli chodzi o konkursy "dla zwykłych ludzi", to w każdej części sieci, Ci którzy są gdzieś wyżej są hejtowani i sprowadzani do poziomu, że mają dużo darmowych (książek, kosmetyków, próbek) dlatego im się więcej nie należy, co oczywiście jest totalnie bez sensu.
    Co do oburzonych autorów - jest to strasznie przykre, szczególnie, gdy ceniony autor wstawi negatywną recenzję i ją skrytykuje, przy czym warto mieć nadzieję, że mimo wszystko ludzie nie owce, ani barany, i zaakceptują, że nie każdy musi kochać nawet ich ulubionego autora.
    Co do rozbuchanej tony pozytywnych recenzji na temat ksiązki, która potem okazuje się dla nas mocno średnia - jejku, nienawidzę całym sercem. Znaczy się, wiem że komuś się może podobać i szanuję to, a jednak mimo wszystko wściekam się, głównie na siebie, że znowu dałam się podejść akcji marketingowej i powinnam sobie palnąć w łeb :D Aczkolwiek zdarza mi się to także z dawniejszymi pozycjami. Często zdarza mi się zastanawiać, czemu nie dostrzegam tego co inni w danej książce/danym autorze.
    Kolejno - traktowanie bloga jak firmy jest całkowicie zrozumiałe i jest to świetne podejście. Jasne, że nie ma co brać tego nie wiadomo jak do siebie i jeśli przytrafi się jakaś losowa okoliczność to przecież świat się nie zawali, ale właśnie sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje działania i chodzi głównie o to, żebyśmy my czuli, że nie nawalamy. Sytuacja losowa nie sprawi, że wyrzuty sumienia zjedzą nasze serca, każdemu się zdarza, ale gdy już nawalamy z własnej winy - trudno jest spojrzeć w lustro.

    No a co do tego punktu, który dla mnie wydał się tu najważniejszy - jak sprawić by książki nie były tylko odhaczaniem punkcików oraz to, że stają się dla nas przewidywalne, bo trudno stworzyć coś innowacyjnego, to tak:
    ja robię sobie przerwy, póki co tylko kryminały czytuję jeden za drugim, aby nie być zbyt krytyczną w ocenie młodzieżówek, fantastyki dla młodzieży, obyczajówek, przygodówek muszę dawkować je sobie raz na jakiś czas :D poza tym staram się mocno naginać swoje oczekiwania. Nie to, żebym recenzowała nieprawdziwie, ale skoro nie jestem super-hiper-mega fanką młodzieżówek, no i jestem na nie trochę za stara, to staram się wrócić myślami do czasów nastoletnich i zastanowić się, jak wtedy bym zareagowała na daną pozycje. Choć oczywiście niektóre z nich są tak dobre, że ze spokojną głową poleciłabym je także dorosłemu odbiorcy, wtedy jestem zaskoczona naprawdę na plus.

    Pozdrawiam serdecznie, uważam, że post jest świetny i ukazuje, że nie zawsze jest tak perfekcyjnie, jak się może niektórym wydawać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W większości recenzuję książki, które i tak mam na półce albo z biblioteki, więc problemów z ocenianiem nie mam. Czasem tylko trafi się jakaś książka recenzencka i wtedy też nie zmieniam podejścia. Uważam tylko bardziej, żeby opinia była rzeczowa.
    Ważne jest chyba to, żeby zachować jakiś umiar w książkach, które bierzemy do recenzji. Inaczej szybko można się wypalić.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to od początku :D
    1. Większość moich książek na półce stoi nie przeczytana. Mam na liście setki powieści, które chcę przeczytać i kupując chociażby po kilka miesięcznie, bywa tak że nie czytam żadnej, bo zaraz inna wpada mi w ręce. Oczywiście nie przeszkadza mi to, bo to tylko fakt, że na naszym rynku pojawia się mnóstwo książek, które chcę przeczytać. Inna sytuacja jest wtedy - jak piszesz - kiedy to te przedpremierowe egzemplarze mnożą się i mnożą. Ja póki co nie mam takiego problemu, bo nie współpracuje z żadnym wydawnictwem.
    2. Często jak czekam bardzo na jakąś książkę to z niecierpliwieniem czytam każdą recenzję danej książki. W większości przypadków po jakimś czasie odechciewa mi się, kiedy na co drugim blogu widzę to samo. I zdarza się tak jak piszesz - same zachwyty a kiedy się przeczyta książkę coś nie gra, jednak przecież każdy się nią zachwycał, więc o co chodzi, czy to ze mną jest coś nie tak. Zauważyłam też to samo - jeśli książka została wysłana do recenzji - większość to pochlebne recenzje. Jeśli ktoś sam kupił/dostał/pożyczył czy inaczej zdobył, recenzje są dużo szczersze i to po prostu widać.
    4. Ostatnio była akcja, żeby blogerzy nie brali udziału w konkursach i dali szansę zwykłym czytelnikom. To przepraszam jak mam się nazwać? To, że mam bloga to znaczy, że nie czytam dla przyjemności a każdą książkę i tak dostaję za darmo? Otóż nie. Za darmo mam tyko te książki, które wygrywam właśnie w konkursach. Myślę, że każdy ma tak jak napisałaś - nie każdą książkę się recenzuję i o niej mówi. Ponad to, czy nie można wziąć udziału w konkursie, by wygrać książkę dla kogoś? Chyba też nie.
    5. Mój ''ulubiony'' temat. Przyznam szczerze, że wcześniej omijałam szerokim łukiem książki polskich autorów. Teraz jednak coraz częściej widzę coś co mnie ciekawi i chętnie przeczytam. Jednak często sobie myślę, że jak mi się nie spodoba to autor, bądź fan książki może się do mnie przyczepić. No bo jak? Wybitne dzieło mi się nie podobało? Czasem się zastanawiam za kogo się uważają polscy autorzy. Za najlepszych pisarzy na świecie. I ja rozumiem, że to dla nich radość wydać książkę, ale muszą liczyć się z tym, że nie każdemu się spodoba. Najbardziej śmieszy mnie tekst - którzy autentycznie widziałam - ''Skoro ci się nie podoba, to po co czytałaś'' -.-. A przepraszam bardzo, skąd mogłam wiedzieć, że to mi się nie spodoba? To zdanie jest tak nielogiczne, że głowa mała :D
    Po za tym uważam, że to świetny post i lubię czytać czasem coś innego od recenzji. No i pokazuje prawdę blogerów - z czego nie każdy zdaje sobie sprawę :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozpisałaś się, ale zgadzam się z Tobą w wielu punktach... ciekawe podsumowanie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się całkowicie ze wszystkim, co napisałaś. Chciałabym tylko dodać, że ja tak samo nie recenzuję wszystkiego, co czytam. Jestem przede wszystkim miłośniczką książek i czytanie KAŻDEJ jest dla mnie przyjemnością, nawet jeśli jest to egzemplarz recenzencki. W jaki sposób wyrażanie opinii na temat danej książki umniejsza moją wartość jako czytelnik? Niektórych ludzi po prostu nie da się zrozumieć.
    Pozdrawiam ogromnie!
    moonybookishcorner.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. O tak! Ten motyw, że im więcej się przeczyta tym potem trudniej znaleźć coś naprawdę WOW... to jest masakra, jak się już tyle powieści przeczyta. Ogółem ich ilość w domu mi nie przeszkadza, ale ten motyw, że naprawdę potem mało która książka mnie porusza, a co dopiero zachwyca...

    Bookeater Reality

    OdpowiedzUsuń
  9. To tak po kolei:
    - ja zawsze chciałam mieć piękną, wielką bibliotekę, więc to że książek ciągle przybywa niezmiernie mnie cieszy. Pozycji do przeczytania mam tak koło 40, ale w końcu wszystkie nadrobię (są takie książki, do których uparcie wracam co kilka miesięcy + nowości i czas jakoś tak się rozpływa.)
    - krytyka autorów książek jest straszna, w ogóle ich postawa roszczeniowa mnie irytuje. Po to są blogi żeby wyrażać swoją opinię a nie pisać kłamliwe pochwały.
    - motyw z tym, że każdy zachwala książki jakie otrzymuje do recenzji - to jest okropne! Ba, mi jedno wydawnictwo jasno napisało, że NIE MOGĘ napisać negatywnej recenzji, że lepiej jej w ogóle nie publikować...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, co mogłabym dodać, ale podpisuję się pod tym tekstem nogami i rękami. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Punkt 2 popieram.Punkt ostatni - też oberwałam za krytyczne opinie - ale co mi tam. Ja pisze recenzje wszystkich książek, które czytam, ale nie zawsze tworze oddzielne posty. Czasem książki z jednej serii łącze, gdyż nie mam sensu je rozdzielać.Bardzo dobry teks i faktyczne blogerzy go najbardziej poczują, bo odczuli te 5 punktów na swojej skórze :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli chodzi o punkt pierwszy to na razie nie mam tego problemu (i cieszę się wolnością :P), aczkolwiek pewnie ciekawie byłoby nawiązać jakąś współpracę.
    Mam wrażenie, ze zawyżam oceny na Lubimy Czytać, ale jak piszę recenzję staram się pisać o wadach i zaletach (nie podaję mojej oceny liczbowej), i w sumie zadaniem czytelnika jest stwierdzenie czy chce sięgnąć po tę pozycję czy nie.
    Ja tam w nowościach jeszcze nie siedzę, także nie mam tego problemu. :P
    Odkąd mam bloga mam wrażenie, że mniej czytam i właśnie więcej rzeczy zauważam, tak jak mówisz, z jednej strony plus, a z drugiej minus. ;) Zgadzam się również z tym, że prowadzenie bloga ma swoje plusy i minusy. No cóż trochę taki komentarz chwytający różne myśli, ale mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodziło! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgadzam się z każdym Twoim punktem ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedyś miałam nieprzyjemną sytuację z autorem jednej z polskich książek jakie recenzowałam i mogę jedynie zdradzić, że była to dość poważna sprawa. Dla mnie jest to ta jedna, największa wada bycia recenzentem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgadzam się, zwłaszcza z drugim punktem. Też nie lubię kiedy sięgam po zachwalaną książkę a potem na siłę staram się wyszukać w niej tego, za co zebrała dane pochwały ;)
    Ja sama staram się w każdej książce wyłapać jak najwięcej plusów, które zachęciłyby do sięgnięcia po nią, ale kiedy mi się coś nie podoba, to otwarcie o tym piszę ;) A zanim wybiorę książkę do recenzji od wydawnictwa to kilka razy przemyślę czy na pewno książka mogłaby mi przypaść do gustu ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo fajny wpis. Sama z różnym skutkiem prowadzę bloga i śledzę inne blogi, moje odczucia są podobna.
    Co do ostatniego punktu, przypomina mi się "słynny" już autor K.T. L. którego tak oburzyła jedna z recenzji jego książki, że zmieszał blogerkę z błotem i chyba postanowił uprawiać świętą wojnę przeciwko blogerom.

    OdpowiedzUsuń